(Nie sprawdzane, Doktor to dobra gąbka na emocje)
Droga Beverly!
Nie jest. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Za często to powtarzam. Tak patrzę i widzę życie obok mnie, do którego nie umiem dołączyć, chociaż pewnie i tak nikt by mnie tam nie chciał. Na pewno coś robię źle, nie wiem co, ale coś. Chciałbym wiedzieć. Powinienem być bardziej socjalny, częściej wychodzić, bawić się, ale to nie jest do końca moja rzecz. Nie lubię tańca, alkoholu, głośnej muzyki, ale nie lubię myśli, że będę ciągle sam. Nie chcę być. Byłoby miło to zmienić, jakkolwiek, tylko jak? Chciałbym twojej pomocy, ale wstydzę się tak po prostu poprosić.
Na pewno znajdę osoby, które będą chciały ze mną być, każdy ma tego jednego przeznaczonego psa. Pewnie mijam go każdego dnia i nie zauważam… jak zimno. Cały drżę, chociaż leżę pod kocem, przy zamkniętym oknie i uszczelnionych drzwiach. To idzie za szybko, na pewno nie powinienm tego pisać, tylko zużyć atrament na coś lepszego, bardziej przydatnego. Nie wiem co, nie jestem przydatny. Nie jestem kimś. Ale chciałbym być, kiedyś, jednego dnia, ale w jaki sposób? W jaki sposób ktoś taki ma to zrobić?
Ciesz się, że mnie nie znałaś tak dobrze, jak myślałaś. Siedzę tutaj, ze sztucznym uśmiechem, jak zawsze, tylko w środku chciałbym się do ciebie przytulić, jakbym tylko mógł. To jest tak jakbym stał na klifie i wszystko próbowało mnie zrzucić do morza tego dziwnego uczucia. To nie jest zupełnie smutek, raczej bycie niepotrzebnym, bezużytecznym, marnością nad marnościami. Wszyscy mówiliby „Nie prawda Doktorze, lubimy cię”. Lubią, ale to nie zmienia tego im jestem. Gdybym tylko mógł to wykrzyczeć, uwolnić się, ale nie masz pojęcia jakie rzeczy ukrywałem w sobie. Przyzwyczaiłem się do milczenia, teraz nie umiem naprawdę otworzyć pyska, zresztą kto by się przejął moimi słowami. Pewnie pomyśleliby, że przesadzam. Że inni mają większe problemy, bo mają, a ja użalam się nad sobą. To użalanie, tylko użalanie, powinienem przestać, a jednak ciągle pisze. Wiem dlaczego, to jedno wiem, bo chciałbym, żeby ktoś to przeczytał. Chciałbym, żeby ktoś mnie docenił. Jakkolwiek. W czymkolwiek. Po prostu docenił. To paskudne, nie powienienem, ale chcę. Czekam na te słowa „Jest pan wspaniałym lekarzem”, jakby były znakiem od Boga. Jeśli nie następują, to i tak kocham to robić, uwielbiam, ale mam krótkie chwile pełne myśli „A dlaczego?”. Dlaczego w ogóle jestem na tym świecie, skoro jedyna rzecz którą kocham, jedyna rzecz w której jestem dobry, to może być iluzja. Może tylko sam sobie wmawiam umiejętności, których nie posiadam.
Nie wiem, nie wiem. Znowu te słowa, znowu. Jestem za głupi, żeby wiedzieć.
Droga Beverly!
Chciałbym cie przeprosić za wszystko. To na pewno kwestia niewyspania. Jak ja mogłem dręczyć cie moimi probelemami, gdy masz swoje. Przepraszam. To się nie powtórzy.
W sforze czas przyjemnie mija. Przyszła do mnie mama Bisu z malcem. Wziąłem go potem na grzbiet, żeby mógł spojrzeć ma świat z góry. Zastanawiam się co myśli. Na pewno mi przekaże, gdy będzie chciał. Na razie raz na jakiś czas wpada do mnie i do sali i wtedy urządzamy sobie małe zabawy, żeby urozmaicić czas. Chyba mnie lubi.
Spojrzałem jeszcze raz na list i zginąłem go na pół. Odłożyłem
go do sporej kupki na półce. Kiedyś jej to wyślę za pomocą ptaka pocztowego. Na razie położyłem się w łożku, słuchałem radosnych śmiechów przez ścianę i powoli szykowałem się do snu. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wraz z przytomnoscią przyszła świadomość, że te wszystkie zapisane słowa nic nie zmienią.
(Bisu? Sorry)
No comments:
Post a Comment