Przez całą drogę unikałem natarczywego szczeniaka plątającego mi się między łapami. Nie przepadałem za szczeniętami. Zapominałem też, że sam kiedyś nim byłem. Po wejściu do zamku nie miałem jednak innego rozwiązania, gdyż potomek jednego z członków zastawił mi drogę, bardzo chcąc skupić na sobie moją uwagę. Użyła wyjątkowego zwrotu, dzięki któremu zmusiłem się do poświęcenia małej kilka minut.
- Gdzie twoja matka? Opiekunka? Nie powinnaś zawracać mi głowy, odkąd zauważyłaś mnie w trakcie powrotu, jestem zajęty - próbowałem ją minąć, lecz ta, choć mała i niepozorna, rzuciła się na bok dokładnie tam, gdzie zamierzałem postawić łapę, aby odejść.
- Spacerowałam z Panem Peterem, ale go zgubiłam - powiedziała dość nieprzejęta sytuacją, za to prędko domyśliłem się, że Peterowi nie było do śmiechu. Choć młodej nic nie było, Peter tego nie wiedział. Mógł myśleć o najgorszym.
- Nie powinnaś tak od niego uciekać, może się martwić - zaznaczyłem, tłumacząc młodej jej błąd. - Powinnaś tutaj zostać, nie ruszać się i czekać, aż postanowi przeszukać zamek i sobie to wyjaśnicie. Tak też zrób - zaleciłem jej.
- Nie będzie się martwić - zaprzeczyła, próbując pokazać mi, że wcale ją to nie interesowało, a w tym czasie wolała zajmować mój czas.
- Zejdź mi z drogi - poprosiłem stanowczym głosem, nie odrywając kończyny od podłoża. - Proszę - dodałem, aby sprawdzić czy dzięki temu mnie wysłucha. Szczenię bez dalszej dyskusji posłusznie odsunęło się na bok. Ruszyłem przed siebie. Szczeniak ruszył za mną. Wszedłem na schody. Szczeniak wszedł na schody. Szedłem przez korytarz. Szczeniak szedł przez korytarz. Wszedłem na drugie schody. Szczeniak wszedł za mną na schody. Ponownie szedłem przez korytarz. Szczeniak szedł przez korytarz. Zatrzymałem się przed komnatą. Szczeniak zatrzymał się przede mną, o mało nie wchodząc w mój tył.
- A panienka gdzie? - obróciłem łeb za siebie, obserwując malca próbującego zaatakować mój ogon, który był w ruchu. Czekoladowe szczenię nie odpowiadając na moje pytanie, przeszło między moimi nogami i samo pchnęło drzwi do komnaty. Zanim zdążyłem je przytrzymać, ta była już w środku i zdążyła oblecieć sprintem pokój trzy razy.
- Nic nie ruszaj, nie pytaj, nie hałasuj i nie przeszkadzaj - odpuściłem, pozwalając jej tym samym zostać. Usiądź i czekaj, aż wróci Peter. Znieważenie mojej prośby będzie jednoznaczne z tym, że stracę kilkanaście minut na znalezienie ci opiekunki. - Poklepałem łapą szczenię po głowie. Wyminąłem ją łukiem, by móc dojść do kredensu, na którym leżała zapożyczona od Jessie kronika. Ojciec wypożyczył ją dla mnie, żebym ją przejrzał i sprawdził. Miał być to mój pierwszy odważniejszy krok w stronę władzy, choć nie widziałem w tym dużego powiązania. Tak czy inaczej, nie miałem zamiaru sprzeciwiać się woli ojca i zabrałem się do przeglądania najdroższej księgi.
- Co to? Co robisz? - padły pytania w tle, przez które musiałem powtarzać w myślach zdanie, które właśnie czytałem.
- Nic - wymusiłem z siebie odpowiedź, choć nabierałem coraz większego przeciwieństwa dystansu do tej rozmowy. - Czytam kronikę - poprawiłem się.
- Po co? - Pytania leciały jak z automatu. Przynajmniej świadomie. - Też mogę? - Zrobiła kilka kroków wprzód. Przesunąłem się razem z kroniką o tyle kroków w tył, co ona w moją stronę. Szczenięta w obecności kroniki nie mogły wywróżyć niczego dobrego, a ja nie chciałem mieć Jessie i taty na sumieniu.
- Nie możesz. Po co? Zrozumiesz za kilka lat. Chociaż, gdybyś dowiedziała się wcześniej, niż twoi rówieśnicy, mogłabyś zabłysnąć.
- Zabłysnę niczym brokat?
- Zabłyśniesz niczym brokat. To znaczy co? Twoja wiedza się poszerzy, co z tym idzie w parze, będziesz zauważalna w tłumie pozostałych. Czyż nie brzmi to wspaniale? A teraz idź, zmykaj. Czeka mnie jeszcze kilka godzin przewracania kartek. Zanim jeszcze odejdziesz rozmyślać nad swoją egzystencją... Dzisiejsza lekcja powinna nauczyć cię dwóch, bardzo ważnych rzeczy. Powiedz mi teraz, jakich?
Chocolate?
No comments:
Post a Comment